Nie, to nie będzie tekst o szybkiej kolei. Bo takiej w tym kraju nie ma, choć istnieją dwie szczątkowe linie kolejowe, pozostałość po imperialnej (brytyjskiej) przeszłości. Ani tym bardziej o szybkich busach, bo tu jeździ się matatu, a te, choć kierowcy to wariaci, do szybkich nie należą. To będzie o specyficznej usłudze turystycznej, jaką oferują w Ugandzie i w sąsiedniej Rwandzie. Nie, nic z tych rzeczy, która przyszła Wam na myśl. To coś zupełnie innego.
Żeby to wyjaśnić, trzeba znać odpowiedź na pytanie: co jest główną atrakcją turystyczną Ugandy, na którą, przyjeżdżający tłumnie z całego świata muzungu (biali), nie skąpią dolarów? Nie jest nią nosorożec o imieniu Obama, nie są nią lwy żyjące na drzewach w Parku Narodowym Królowej Elżbiety.
0 komentarzy
Skomentuj