Nie, nie spotkaliśmy ani Jacka Sparrowa ani kapitana Barbossy. Nie goniliśmy „Czarnej Perły”, na szczęście „Latający Holender” też nam się nie ukazał a kraken nie wzburzył morza.
Nie musieliśmy ciągnąć lin na kabestanach ani szorować drewnianego pokładu, ani tym bardziej rozwijać żagli na rejach.
Przeżyliśmy za to piękne chwile podczas 700-milowego rejsu po Karaibach. Szczegóły wkrótce.
0 komentarzy
Skomentuj