Głównym celem naszej podróży po Indiach było „ustrzelenie” (oczywiście aparatem czy kamerą) tygrysa. Lwów naoglądaliśmy się w Afryce. Na początek trafiliśmy do parku narodowego Ranthambore w Rajastanie. Znajduje się na dawnych terenach łowieckich maharadżów Alwaru. Niestety, nie udało się nam spotkać tygrysów – chyba dlatego, że na poranne safari wyruszyliśmy z hotelu zbyt późno – o 6.45. Godzinę za późno. W trakcie objazdu parku spotkaliśmy Anglików, którym tygrys ukazał się w całej okazałości na środku drogi. Gdybyśmy tam byli pół godziny wcześniej…
Następnego dnia pojechaliśmy do ptasiego rezerwatu. W naszym gronie znalazło się kilkoro ornitologicznych entuzjastów, dla nich to był ptasi raj. Dla nas najciekawsze było spotkanie z wrzeszczącymi dławigadami indyjskimi.