Dlaczego, mając do wyboru ponad 80 regionów narciarskich i tysiące kilometrów tras, już po raz siódmy pojadę do doliny Ziller? Takie pytanie może zadawać tylko ten, kto nigdy tam nie był.
W połowie lat 90. przez przypadek trafiłem do miasteczka Kaltenbach (ok. 15 km od zjazdu z autostrady biegnącej doliną rzeki Inn), centrum regionu narciarskiego Hochzillertal (pierwsi narciarze na stokach Gedrechter pojawili się w latach 80). Trzynaście lat temu, kiedy pierwszy raz byłem w dolinie rzeki Ziller „na pierwszym piętrze”, czyli powyżej linii lasów (1600 m n.p.m.), było tu zaledwie kilka wyciągów orczykowych i dwa czy trzy krzesełkowe. Ale i tak w ciągu godziny przewoziły ok. 19 tys. osób, co było oszałamiające dla kogoś, kto kilkadziesiąt minut zwykł czekać w kolejce do wyciągu na Goryczkowej.
Od dwóch lat za pośrednictwem systemu nowych wyciągów Hochzillertal ma połączenie z sąsiednim regionem – Hochfugen. Narciarze mają do dyspozycji 145 km tras, na które dojadą 33 kolejkami i wyciągami, w tym czterema ośmioosobowymi. Wyzwaniem dla każdego jest przejazd blisko 10-kilometrową trasą Stephan Eberharter Goldpiste (od nazwiska jednego z najbardziej utytułowanych austriackich alpejczyków). Noclegi oferuje 12 miejscowości Erste Ferienregion Zillertal – od Bruck po Aschau – znajdujących się na początku blisko 54-kilometrowej doliny Zillertal.
***
Wyjeżdżając (zachwycony) z Kaltenbach, wiedziałem, że tu wrócę. Dwa lata później znów zjeżdżałem z autostrady A12 w dolinę rzeki Zill. Lał deszcz, trawa zieleniła się na stokach. Popędziłem pod dolną stację kolejki Horbergbahn, by zobaczyć, co ze śniegiem. Był! Tam gdzie zaczynały się trasy narciarskie, leżało 90 cm białego puchu. Wtedy uwierzyłem, że hasło „U nas zawsze śnieg” jest prawdziwe.
Zatrzymywałem się w Mayrhofen, stolicy Zillertalu. To mekka narciarzy i snowboardzistów z całej Europy. Miasteczko położone między górami Penken i Ahorn od 50 lat daje narciarzom to, co ma najlepszego – pierwszą kolejkę gondolową na Penken zbudowano w 1954 r. Dolna stacja znajduje się w centrum miasteczka, gdzie zatrzymują się wszystkie linie skibusów (jest ich pięć). W poprzednim sezonie właściciele kolejki zrobili narciarzom niespodziankę – wybudowali spiralny podest, by łatwiej było stać w oczekiwaniu na swoją kolej do wejścia do gondolki (wieczorem podest jest estradą dla różnych zespołów, jakie zjeżdżają do Mayrhofen).
Jazda gondolką (trudno zliczyć, ile razy w niej byłem) za każdym razem robi wrażenie. Lina unosi nas stromo w górę i po kilku minutach jesteśmy na wysokości kilometra. Po trzech kilometrach jesteśmy na wysokości 1800 m i możemy przypiąć narty. Na początek niewielki zjazd – 80 m w dół, do wyciągu Penken Express (najszybszy w tej okolicy), który wywiezie nas na 2010 m, tuż pod szczyt Knorren. Stąd czerwoną trójką albo piątką proponuję zjechać do doliny Horbergtal. Tam wjeżdżamy w górę kolejką krzesełkową Tappenalm. Mamy do dyspozycji łagodną, niebieską 800-metrową trasę – na początek w sam raz. Snowboardziści też mają tutaj moc atrakcji – Burton Fun Park jest podobno najlepszy w całej okolicy. Po kilku łatwych zjazdach warto przesiąść się na krzesełka Nordhang i wjechać na szczyt Penken. Tu mamy do wyboru dwie restauracje, w których możemy odpocząć, zapoznać się z topografią tras, a potem pojeździć wzdłuż kolejki gondolowej z Finkeberg (miejscowość powyżej Mayrhofen) albo wrócić na trasy w dolinie Horbergtal. Trzeba uważać na osiemnastkę, która przebiega wzdłuż wyciągu krzesełkowego Knorren. To „Harakiri” – najbardziej stroma w całej Austrii trasa narciarska o 78-procentowym nachyleniu stoku. Z Penken do Horbergtal najlepiej zjeżdżać czerwoną piętnastką.
Jeśli zaliczymy trasy wokół Penken, warto wybrać się nieco dalej. Trzeba tylko zjechać pod wyciąg kolejki 150er-Tux. Jeden wagon tego górskiego tramwaju (działa od trzech sezonów) może zabrać 150 narciarzy i w niespełna dziesięć minut wywieźć ich z 1706 na 2415 m – na szczyt Wangspitz. Stąd szerokimi, niebieskimi, ale dość szybkimi trasami zjedziemy do wyciągów, które z kolei wywiozą nas w pobliże szczytów Horbergjoch i Rastkogel. Tu mamy do dyspozycji 28 km tras i osiem wyciągów. To moje ulubione trasy w tej części Zillertalu. O ile w okolicach Penken trasy są wąskie i trzeba mocno kręcić, to tutaj można jechać „na krechę”, a na stoku wszyscy mają dla siebie sporo miejsca. Tu najlepiej opala słońce, stąd są najlepsze widoki na lodowiec Hintertux, największą atrakcję Alp Zillertalskich.
***
Na lodowiec Hintertux najłatwiej i najszybciej dostaniemy się autobusem linii Green Line (tylko miejsca siedzące, narty pakuje się do bagażników, kijki zabieramy ze sobą). Przystanek jest w centrum Mayrhofen na Hauptstrasse, tuż przy aptece (ja zawsze jeździłem o 8.20). Ci, którzy na narty wyruszają późno, a chcą mieć pewność, że wsiądą do autobusu, powinni się pofatygować na dworzec kolejowy, gdzie jest też pętla autobusowa. Po mniej więcej 40 minutach dojedziemy do Hintertux, na wysokość prawie 1500 m, u podnóża lodowca o tej samej nazwie.
Na lodowiec można też dotrzeć na nartach tzw. Gletscher Runde. Zaczynamy od wjazdu kolejką na Penken, a potem rozmaitymi trasami i wyciągami przemieszczamy się po stokach Penken, Rastkogel, Eggalm i lodowca Hintertux, kilka kilometrów jedziemy autobusem (powrót do Mayrhofen tą samą drogą). W sumie pokonujemy 72 km i ponad 15 tys. m różnicy poziomów. Trasa nie jest niebezpieczna, ale żaden mój znajomy jej nie pokonał.
Gdy 13 lat temu pierwszy raz znalazłem się u podnóża lodowca, na narciarzy czekały niezbyt szybkie czteroosobowe gondole albo dwuosobowe krzesełka. Na szczyt (3250 m) można było się dostać tylko wyciągami krzesełkowymi (jednego roku na lodowcu było minus 25 stopni i straszny wiatr). Teraz dojedziemy (z dwiema przesiadkami) szybkimi 16-osobowymi gondolkami. W poprzednim sezonie na samym szczycie powstał taras widokowy (można wjechać windą) z piękną panoramą niemal całego Tyrolu.
Na lodowcu nie ma złych tras, zwłaszcza przed południem, kiedy świeci słońce. Najbardziej oblężona jest czerwona czwórka, piątka (wzdłuż grani Gefrorene Wand) i trójka (do Tuxer Fernehaus, 2660 m). Warto nieco zboczyć i czerwoną jedenastką zjechać do orczyków Kaserer, gdzie mamy niebieskie trasy z niewielką liczbą narciarzy, osłonięte ścianą Larmstange. Warto też pofatygować się wyciągiem spod Sommerbergalm (2100 m) na Tuxerjoch (2460 m). Stąd prowadzi niezła, choć w pewnym momencie nieco ostra, niebieska trasa. Na lodowcu możemy zaliczyć najdłuższy zjazd w Zillertalu – 12 km spod szczytu na parking w Hintertux.
***
To nie koniec narciarskich atrakcji i niespodzianek w dolinie Zillertal. Szykując się do wyjazdu, odwiedziłem główne strony internetowe. Okazało się, że na początku grudnia w Mayrhofen uruchomiono nową kolej linową na mniej popularny wśród narciarzy szczyt Ahorn (po przeciwnej do Penken stronie doliny). Ta największa w Austrii gondola jednorazowo przewozi 160 osób. Dolną stację wybudowano w centrum Mayrhofen (200 m od stacji Penkenbahn), górna znajduje się na wysokości 1965 m. Dotąd ani razu nie jeździłem na stokach Ahorn (daleko do wyciągu, choć kursował skibus). Teraz jednak trzeba będzie skorzystać z tak atrakcyjnego środka lokomocji.
Muszę też poznać Zillertal Arena, którą co roku jakoś omijam. A są tam rewelacyjne stoki na Kreuzjoch i Isskogel. W regionie jest 160 km tras, którymi można przejechać z Tyrolu do Kraju Salzburskiego. W drodze warto zatrzymać się w browarze w Zell, by napić się miejscowego piwa, warzonego od prawie 500 lat.
***
Apres ski (po nartach) w Maurhofen koncentruje się wokół dolnej stacji Penkenbahn w Ice Barze, gdzie zbierają się wszyscy, którzy nie zdążyli jeszcze poznać smaku gruszkówki serwowanej w gospodach na stokach Penken. Na Ahornstrasse znajdziemy Nikki’s Schirmbar, snowboardziści odwiedzają Scotland Yard, pub w stylu angielskim, Duńczycy i Holendrzy świętują narciarskie sukcesy w Sports Lounge. Prawie wszyscy narciarze wieczorem spotykają się na dyskotece Speak Easy Arena.
Dla tych, którzy inaczej pojmują formułę apres ski, jest kompleks basenów ze zjeżdżalniami, jacuzzi, sauną, łaźnią parową i lodowiskiem, w Mayrhofen dwa tory curlingowe, trzy tory saneczkowe i 20 km tras biegowych.